Okruchy

rene-magritte-towards-pleasure-1962Spotkali się, choć któż raczy wiedzieć czy naprawdę, czy we śnie. Wspomnienia rozmazują się w pamięci i tracą ostrość. Wszystkie. Kto wie czy nie najmocniej te, które najbardziej chcemy zapamiętać. Próbujemy sie w nich przejrzeć, wierząc w zniekształcony obraz odbity w niewypolerowanych lustrach. Całe życie próbujemy odnaleźć historię do zdjęć bez podpisu. Czy coś w ogóle jest naprawdę?

On budzi się w nocy. Nad ranem wszystko pamięta jak przez mgłę. Próbuje sobie przypomnieć; siedzi godzinami wpatrując się w okno i rekonstruuje bieg wydarzeń. Pamięta wodę, głębie jej szarych, wymieszanych z niebieskim, oczu, w których mimowolnie tonął bez ciała. Zanurzał się jak we śnie. Opadał jak muszle, których przeznaczeniem jest leżeć na dnie, w mroku i cichym błogosotanie.
Co więcej? Co było więcej? Myśl, która wgryza się w jego duszę, by stłamsić wyobrażenia i zostawić go nagiego. Samego przed sobą samym.

A ona? Sen czy prawda? Zrodzona z wody i ognia. Oszukana niczym odbicie księżyca w tafli. Zawsze na czas, choć zawsze spóźniona. Obiekt pożądania niczym pierwszy oddech, kiedy przychodzisz na świat wyrwany z łona błogiej ekstazy zupełnie niczego. Ona pozwalała wrócić choć na chwilę. Kiedy trzymał ją w objęciach czuł się, jakby skradł ogień bogom, jakby zamknął w pudełku Bożą Iskrę. Dziś jak Prometeusz spłaca karę, rozpięty na skałach prawdy i marzeń, nękany przez sępy. Pewność roztapia się jak wspomnienie o niej i zostawia pustkę. Czas zjawiska jest nieubłagany; rozpływa się jak piasek przez palce, gdy próbujesz zbudować fundamenty trwałości.

Byli jak spóźnieni kochankowie. Minęli się w czasie o sekundy, gdy patrzyli wprost na siebie. Znasz to uczucie jakby coś Cię ominęło? Tę atmosferę przestrzeni, w których coś się stało, którą próbują oddać obrazy i zdjęcia? Ten moment kiedy wiatr porywa dziecku latawiec, gdy na chwilę zatraci się w szczęściu? I te ciarki na plecach kiedy zaczynasz rozumieć.
Wiedzieli to od początku. On w niej tonął, ona nie mogła nic z tym zrobić. Choć mamy tysiące możliwości, żadna z nich nie jest właściwa. Nigdy nie wiemy jak się zachować. Może nie mamy jak się zachować. Żadna z dróg nie jest dobra, gdy znamy przeznaczenie. Szczególnie, gdy przeznaczenie jest tragiczne.

Niekiedy spaceruje długo po plaży. To jego jedyne zajęcie. Wsłuchuje się w głuchy wiatr, który nadciąga z głębin mórz i niesie pustkę.
Woda ma w sobie coś nieopisanego jak zagadka życia. Przezroczysta, a zarazem niepojęta. Zatracasz się w niej bez opamiętania. Fale w jednej chwili spokojne i rytmiczne, nagle nabierają siły i zanim zdążą się rozbić nikną w piasku, by wrócić z deszczem i płaczem.

Wtedy czuje jakby te głębiny mu towarzyszyły. Czuje bliskość. Niekiedy ma wrażenie, że ona stoi tuż za jego plecami, a wiatr niesie jej pieśni z oddali. Gdy się obraca czuje jak chłód i pustka rozrywają go od środka. Chodzi tam by zatapiać się w nieszczęściu. Rozrywa rany, które zabliźniał nocami, by czuć, że jeszcze żyje. Zapada się w sobie z nadzieją, że kiedyś zniknie. Choć nie potrafił jej znaleźć, wiedział, że gdzieś tam jest. Bo musi być. Takie jest przeznaczenie.

rene-magritte-towards-pleasure-1962.jpg

Rene Magritte, Towards Pleasure 1964

Leave a comment