Pieprzyć ten cały coaching

truman_primaryWiesz o co mi chodzi?

W sumie nie mam nic do rozwijania siebie, zmiany nawyków, poznawania nowych rzeczy. Już nawet to projektowanie siebie przejdzie. Nie zrozum mnie źle. Czaję, że świat się zmienił. Że wszyscy musimy biec, żeby nadążyć. Że musimy być na bieżąco i być podłączeni do sieci urządzeniem, które na dobrą sprawę i dłuższą metę, przecież nas oślepia. A przypominam, że żyjemy w czasie rewolucji wizualnej. Nawet rozumiem to, że przecież należy się zapoznać z tą stertą teorii, książek, ocen i opinii, bo każdy musi wiedzieć wszystko o wszystkim, żeby być lepszym, na czasie, nieustannie się rozwijać, a przede wszystkim, żeby nic mu nie umknęło (pomijam, że zwykle kończy się na nagłówkach artykułów w necie, a potem antyszepionkowcy wariują i wymachują strzykawkami, grożąc apokalipsą). Egoizm w dobrze skrojonym garniturze. Co by nie powiedzieć to  idea tego całego kreacyjnego syfu jest całkiem wzniosła.
P O S T Ę P.Czaisz, ziom? Pozytywizm, Oświecenie, Ewolucja i Natura, która dąży do rozwoju. Wiecie o co chodzi. Marszy mi się czoło, a zakola pogłębiają, no bo nawet się z tym zgadzam, jak wyrwę z głowy wszystkie włosy. Popracować trochę nad sobą. Zwalczać naturalne lenistwo. Czytać więcej. Nie marnować czasu. Wstawać wcześniej. Przestać szukać wymówek. Generalnie to ruszyć dupę. Niby wszystko spoko.
Ale no kurwa! Ejże! Hola!
Serio mam zawierzać jakiejś aplikacji jakość mojego snu? To ona ma mnie wybudzać i kłaść spać o określonej porze, która zwiększy moją wydajność? Nie dziewczyna obok buziakiem? Serio mam wypisywać wydarzenia następującego dnia w podobnej aplikacji, która ma informować mnie o zadaniach, które już zrobiłem i alarmować, a w sumie to napierdalać, jakby przed chwilą był drugi wybuch w Czarnobylu jakimiś piekielnymi dzwonkami o rzeczach, których  j e s z c z e  nie zrobiłem? Mam żyć w śmiertelnym strachu przed odłożonym na jutro obiorem koszul w pralni (o zgrozo) i wizytą w warzywniaku? Fak, ryli?
Jakoś nie mogę się pogodzić z myślą, że przecież nieżywa lista TO DO ma sprawić, że nawet nie będę mógł rzucić swojej dupy na kanapę w środku dnia, gdy najdzie mnie na to ochota, otworzyć Nussbeissera i chłonąć całe moje jestestwo, nie myśląc i nie analizując mojego dnia. Mieć w dupie dzwonki, kalendarze, oceny, opinie, teorie, godzinę, dzień, miesiąc i tę całą moją zasraną produktywność. Wyjebać cele na ten tydzień, miesiąc, w pizdu na cały rok.
Chcę poczytać sobie dla przyjemności i nie zastanawiać się nad tym, co mogę z tego wyciągnąć dla siebie, aby zmienić moje piękne, produktywne życie w jeszcze bardziej piękne, produktywne życie. Chcę iść do muzeum narodowego, wpieprzać migdały w cynamonie i kokosie, nie liczyć kalorii i oglądać obrazy impresjonistów. Najlepiej godzinami. Chcę chodzić z ziomkami na pikniki, wypić dobrze schłodzone saison poprawiając lajtowym jointem i śmiać się przy tym do rozpuku, a nie stać w korku i biec na tramwaj słuchając kolejnego audiobooka, który odmieni moje życie. Czaisz? Swoją drogą, to oboje skończymy z przekrwionymi oczami.
Ja naprawdę rozumiem, że nasz świat jest niestabilny i wszystko się chwieje jak pieprzona skocznia basenowa i trzeba myśleć o przyszłości, bo przecież wszyscy myślą o przyszłości. Ale odnoszę pewne wrażenie, że kolejne „10 metod jak lepiej zapamiętywać wszystko, co tak naprawdę nikogo nie interesuje” nic w tym nie pomoże. Zresztą i tak czytałeś to wcześniej na jakiś dziesięciu blogach, wiec, no tak, przeczytaj to na jedenastym. Just do it, no nie?
Ale zresztą co to mnie obchodzi? To jest twoje życie i tak w gruncie rzeczy to, szanuję to. Serio. Rozumiem, że chcesz zmienić się na lepsze. Może nie jesteś zadowolony z obecnego stanu rzeczy, nie masz motywacji, gubisz się w tym wielkim mieście, zjadają Cię presja i kompleksy albo cokolwiek. Sam się zmieniam i byłbym hipokrytą mówiąc, że nie pracuję nad sobą. Robię to codziennie. Ja po prostu nie wiem czy to jest najlepsza droga, ale jeśli Tobie pomaga?  No to luz. Przecież nie będziemy się dąsać. Wiadomo, że wyżej rozlałem trochę goryczy. No pewnie. Czasami trzeba dać trochę upust światu, żeby dalej mieć wszystko w dupie i chodzić z orzeszkami po muzeum mimo, że frank winduje w górę jak balon na ciepłe powietrze. Jeśli te wszystkie teorie z nie do końca przeczytanych książek, w książkach, które nie do końca przeczytasz, nieco egocentryczne, zbudowane z nieco zbyt pochopnie wyciągniętych wniosków, coś tam, coś tam…, Wam nie pokitraszą w głowie, to w sumie czemu nie. To twoje życie. Też nie lubię, jak ktoś mi się wpieprza z butami. Dzięki Bogu, ferajnie z Wałęsą albo poprzedniemu pokoleniu (niepotrzebne skreślić) mamy święte prawo wyboru. Więc czytaj Grzesiaka i resztę szamanów, osiągaj swoje cele i sięgaj po marzenia. Jak wolisz, to odhaczaj ptaszkami zadania. Po prostu robię to nieco inaczej. Ale szanuję. A w wolnej chwili zamiast odświeżać  fejsa i szykanować swój umysł technikami manipulacyjnymi wyjmę z lodówki jakiegoś witbira i zadzwonię do kumpli spytać się co u nich.

Leave a comment